- Zapewne jesienią tego roku rozpoczną się negocjacje.

Nagle Stany Zjednoczone zakładają przystąpienie do stołu negocjacyjnego. Na tym tle szczególnie interesujące wydaje się być oświadczenie Sullivana z Aspen Institute. Do tej pory credo Waszyngtonu zawsze było takie, że będzie wspierał Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne. I oto Sullivan zaczął mówić o pertraktacjach. Jego uwagi zaczynały się od sformułowań o 'suwerenności i integralności terytorialnej' Ukrainy oraz 'militarnym podboju', dokonanym przez Rosjan, ale koniec jego wypowiedzi był odkrywczy:
 
"Ostatecznie Ukraina podejmie decyzję, czy i kiedy negocjować, na jakich warunkach i w jakim celu. Będziemy ją w tym wspierać. W tej chwili chodzi o to, aby pomóc jej zająć jak najkorzystniejszą pozycję na polu bitwy, aby miała jak dogodną pozycję przy stole negocjacyjnym, kiedy zdecyduje się do niego usiąść”.
 
Potwierdza się to - pisze Thomas Röper - co wcześniej przewidywał: za kulisami Kijów będzie nakłaniany do rozmów z Moskwą, ale przedstawi to opinii publicznej tak, jakby to była wyłączna decyzja Kijowa, którą Waszyngton oczywiście zaakceptuje. Agencja informacyjna RIA zamieściła 24 lipca br. artykuł, który w bardzo zrozumiały sposób pokazuje dylemat USA:
 
Stanom Zjednoczonym kończy się czas. Trzy dni temu sekretarz stanu USA Anthony Blinken zauważył, że postęp ukraińskiej kontrofensywy, która, jak powiedział, idzie z trudem, ponieważ 'Rosjanie zbudowali silną obronę', nie wygląda różowo dla Kijowa i Zachodu. Wyraził jednak optymizm co do perspektyw Ukrainy na froncie, ale przyznał, że 'nie skończy się to w ciągu najbliższego tygodnia lub dwóch'. Potrwa to 'kilka miesięcy'.
 
Tu oczywiście pojawia się pytanie: co się stanie i czego można się spodziewać, jeśli amerykańskie nadzieje na sukcesy ukraińskich sił zbrojnych ostatecznie się załamią? - Pytanie jest tym bardziej istotne, że Blinken nie jest pierwszym, który wspomina o 'kilku miesiącach'. Na ostatnim szczycie NATO w Wilnie różne środowiska mówiły, czasem potajemnie, czasem wprost, że Kijów ma co najwyżej do jesieni pokazać przynajmniej częściowe osiągnięcia wynikające z zachodnich inwestycji w tym kraju.
 
Spotykamy się często z poglądem, że nawet całkowite niepowodzenie ukraińskiej kontrofensywy nie zmieni zasadniczo stanowiska Zachodu, który uczynił Ukrainę głównym punktem w wojnie z Rosją. Zwolennicy tego punktu widzenia, choć całkowicie słusznie oceniają główną antyrosyjską postawę NATO, mylą się w innym, znacznie ważniejszym aspekcie. I może się to wydawać irytujące, ale w żadnym wypadku Rosja nie jest głównym celem geopolitycznych wysiłków USA. Tę rolę pełnią Chiny, ponieważ są one bezpośrednio wpisane w całą politykę zagraniczną Waszyngtonu i strategie wojskowo-polityczne.
 
Geopolityka zawsze opiera się na ekonomii, na walce o rynki, zasoby naturalne, przywództwo technologiczne i tak dalej. Chiny, które stały się pierwszą na świecie (lub drugą, w zależności od tego, jak to obliczamy) potęgą gospodarczą, stały się głównym wyzwaniem stojącym przed Stanami Zjednoczonymi, które, by się ratować, po prostu nie mają innego wyjścia, jak tylko pokonac swojego niebezpiecznego konkurenta. Z drugiej strony amerykańscy stratedzy mieli rację: dopóki Moskwa aktywnie wspiera Chiny w konfrontacji z Zachodem, szanse na dogadanie się z Pekinem są niewielkie. Dlatego Rosja została jako pierwsza zaatakowana.
 
Pomysł był genialny w swojej przemyślności i prostocie: praktycznie w każdym przypadku Rosja byłaby związana z Ukrainą w taki czy inny sposób. A takich skutków wróżono Rosji dziesiątki – od katastrofalnych (z klęską militarną i upadkiem państwowości) po pozornie triumfalne (z przejęciem kontroli nad całym terytorium Ukrainy i w efekcie koniecznością jej wyżywienia, co samo w sobie naturalnie okazałoby się najcięższym obciążeniem dla gospodarki). W każdym razie Rosja zostałaby zmuszona do skupienia się na rozwiązywaniu problemów wewnętrznych i nie miałaby już energii ani środków na aktywną politykę zagraniczną. Z tak pustym zapleczem Chiny byłyby znacznie bardziej narażone na bezpośrednią konfrontację z USA i ich sojusznikami.
 
Moskwie udało się jednak ukształtować konflikt w taki sposób, że dziś nie sposób powiedzieć, kto jest bardziej związany na Ukrainie – Rosja czy Zachód. Oczywiście można dyskutować i spierać się o szanse Rosji na przetrwanie w długiej wojnie na wyniszczenie przeciwko NATO. Ale Sojuszowi, a raczej Stanom Zjednoczonym, kończy się najważniejszy składnik takiego konfliktu – czas. Kończy się czas i to bardzo szybko.
 
Nie żyjemy już w latach 90-tych czy na początku naszego wieku. Amerykanie nie mogą już sobie pozwolić na działanie w ciągu dziesięcioleci, a nawet lat. Czas liczy się w miesiącach. Zdecydowanie przyspieszyły procesy demontażu ich hegemonii i budowania alternatywnych, niekontrolowanych przez USA struktur międzynarodowych. Słabnięcie zachodnich gospodarek i wpływów politycznych przyspiesza tak szybko, że widać to gołym okiem. Chiny przygotowują się do nieuchronnego – bo logika procesu historycznego do tego prowadzi – starcia z Zachodem i każdą godzinę zwłoki wykorzystują do 'wzmocnienia swoich zdolności', a także do aktywnej dezinwestycji w amerykański dług państwowy.
 
Tak więc każdy miesiąc, każdy tydzień, a nawet każdy dzień militarnej i politycznej koncentracji na – ze strategicznego punktu widzenia – drugorzędnym kierunku ukraińskim pogarsza perspektywy USA na ich najważniejszym froncie, chińskim. Teraz Amerykanie desperacko chcą kupić cenny czas, więc to nie przypadek, że do Pekinu przyjechało wielu znanych gości (Henry Kissinger był ostatnim pod koniec zeszłego tygodnia, ale nie ostatnim w kolejce).
 
Nic to jednak diametralnie nie zmieni, bo wkrótce USA będą musiały podjąć decyzję o wycofaniu się z ukraińskiego projektu. Nie mają środków, aby zaangażować się w dwa duże konflikty i po prostu nie stać ich na pozostawienie Chin w spokoju, bo to gwarantowałoby im geopolityczny upadek. Niewątpliwie Amerykanie będą starali się wycofać z Ukrainy w sposób, który pozwoli im zachować twarz i równocześnie przysporzyć Rosji jak najwięcej problemów. Ale absolutnie muszą skupić się na scenie azjatyckiej. Mają na to zaledwie kilka miesięcy czasu.
 
https://www.anti-spiegel.ru/2023/der-schwarze-peter-geht-an-kiew/
 
Opracował: Zygmunt Białas